• Wspólnota
  • Serce Jezusa
  • Duch Święty
pustynia1 serce2 golebica3

Refleksje


NADZIEJA
DROGOWSKAZY DUCHOWE
SPOTKANIE
BOŻA GOŁĘBICA, DUCH BOŻY
PRZEDOBRZYŁ
AUTENTYCZNA SOLIDARNOŚĆ CHRZEŚCIJAŃSKA
FUNDAMENTEM JEST CHRYSTUS
WIELKA NADZIEJA W JEZUSIE CHRYSTUSIE KRÓLU NASZYM
To jest największy cud ŚDM
BOŻA FALA
BÓG i technika
KOLĘDY POLSKIEJ DUSZY


NADZIEJA (Hbr 6,10-20)

Znakiem żywej wiary jest nadzieja. Gdy brakuje nadziei, chwieje się wiara. Nadzieja nasza opiera się na Słowie Bożym wzmocnionym Jego obietnicą, ze względu na słabość naszej wiary.

Wydaje się, że nadzieja nic szczególnego nie ma do roboty w towarzystwie wiary i miłości. Święty Paweł jednak mówi, że jeśli jej nie ma, miłości może zabraknąć inspirującej siły i łatwo popaść może w rutynę i rozleniwienie, a i wiara się bez niej studzi, popadając w obojętność.

Nadzieja, to według niego „kotwica”, która utrzymuje naszą więź z Niebem, szczególnie wtedy gdy szaleją pokusy. Nazywa ją „stałą pociechą”, w przeciwieństwie do światowych rozrywek, które nie dają prawdziwej radości ani prawdziwego pokoju duszy. Zwodzą ją chwilowym zapomnieniem albo narkotyczną ekstazą, po której trudno już do normalnego życia powrócić.

Miłość, gdy nie wspiera jej nadzieja, szybko się wypali. Jest ona wówczas jak słoma, która natychmiast wybucha płomieniem, ale ten płomień nie jest trwały. Żaru w nim nie ma, nie można nim ogrzać domu, a jego ciepłem nikt nie może się dłużej cieszyć. Może być jednak przyczyną pożaru, bo wiatr słomę łatwo przenosi i nagle ogień może zaprószyć, czyniąc wielkie szkody.

o. Zygmunt Kwiatkowski SJ



DROGOWSKAZY DUCHOWE

Stwórca dał nam zmysły, abyśmy korzystali z nich codziennie. One nam pomagają w odbiorze otoczenia, są zarodkiem naszych doznań, naszych reakcji. Zmysły pozwalają nam w rozpoznawaniu bodźców dobrych i złych. Przez doznania możemy określić, co jest dla nas przyjemne, czego mamy unikać, na co mamy uważać, co jest dla nas korzystne, a co powinniśmy odrzucić?

Przez zmysły otoczenie świata zewnętrznego staje się dla nas bardziej wyraźne.

I tak, zmysł dotyku pozwala nam odczuć sympatyczny, pieszczotliwy dotyk dłoni, który jest dla nas miły. Jest też ból wywołany oparzeniem lub raną zadaną czymś ostrym.

Przez powonienie odbieramy piękny zapach róż i jaśminów, ale są także nieprzyjemne zapachy, które nas odpychają. W ich otoczeniu czujemy się źle.

Zmysł smaku uznaje wybrane potrawy, jako raj dla podniebienia. Odrzuca te niesmaczne, jako niegodne spożycia.

Wzrok odbiera piękno słonecznego dnia, piękno krajobrazów i przyrody. Dostrzega również noc. W ciemnościach nie czujemy się zbyt pewnie. Ciemność nas ogranicza.

Słuch uspokaja, gdy słyszymy miłą melodię, ciepłe, miłe słowa. Niepokoi nas natomiast krzyk grozy, krzyk rozpaczy.

Dzięki zmysłom to wszystko jest dla nas czytelne. Zmysły są dla nas swego rodzaju drogowskazami. Dzięki nim rozpoznajemy, co dla nas jest pozytywne, a co nie.

Oprócz świata zmysłów istnieje również inny świat. Niezależnie od tego czy się z tym zgadzamy, czy nie zgadzamy, czy nam się to podoba, czy nie podoba, istnieje także świat duchowy. Zmysły sprawiają, że to, co duchowe wypada nieco słabo, z tym, co zmysłowe i materialne.

Nasze zmysły (choć nam potrzebne) nie mogą być jednak rozjemcą, ani sędzią w sprawach duchowych. Nie mogą być ich wyznacznikiem. Duchowość to rzeczywistość nieuchwytna na co dzień naszymi zmysłami.

Jak więc mamy ją odebrać, skoro do nas dociera tak dużo wrażeń zewnętrznych? Docierają one poprzez środki przekazu: przez komputery, prasę, radio, telewizję. Współczesna cywilizacja zagłusza delikatny świat ciszy i doznań duchowych. Swym głośnym przekazem bombarduje nas przez cały dzień. Nie wiemy, gdzie i jak mamy się przed tym schować. Dochodzą jeszcze zajęcia w pracy i zajęcia domowe.

Mamy mało czasu, aby być z sobą, być w ciszy. W ciągu prawie całego dnia jesteśmy poza swoim wnętrzem, poza swoim „ja”. To odbija się na naszej psychice, na naszych relacjach w rodzinie, na naszych życiowych decyzjach. Zgiełk i pośpiech nie są dobrymi doradcami. Nie są przyjaciółmi naszego „ja”. Są głównie współtwórcami wielu nerwic i depresji.

Nasuwa się więc pytanie. - Jak w tym natłoku wrażeń odbierać świat duchowy? - Jak możemy się w nim odnaleźć? - Czy jest to możliwe?

Odpowiedź brzmi: - Tak, jest to możliwe. Zatrzymaj się, wyhamuj. Znajdź w ciągu dnia chwilę dla siebie.

Jeden z filozofów greckich - Sokrates (IV w. p.n.e.), wyraził taką sentencję: „Życie nie poddane refleksji nie jest warte, by je przeżyć”.

Uruchom więc swój rozum - to dar Boży. Zobacz, jak wyglądał przebyty dzień?Zobacz jego skrót.
- Czym się kierowałeś? - Dobrem czy złem? - Co przeważało?
- Co było drogowskazem? - Przyjrzyj się dokładnie
- Za którymi myślami podążałeś?
- Które myśli cię budowały, a które wyprowadziły na manowce? - Przemyśl to!

- Masz problemy? Zaproś więc do swojego życia, do swoich myśli Jezusa Chrystusa. Znajdź na to czas. On zna twoje serce, twoje pragnienia. Nie jesteś Mu obojętny. On uwolni cię od myśli, tych przewrotnych, tych złych. Wprowadzi pokój w twój umysł, w twoje działanie.

- Czy więc chcesz, aby Jezus wszedł w twoje życie? - Czy chcesz, aby Jezus wszedł w twoją historię? - To pozwól Mu działać. - Odważ się i krzycz głośno: „Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną!”. - Wprowadź mnie na drogę prawdy i życia! Wprowadź mnie na drogę wiary! Jezus nie odmówi. Nie odmówi tobie. Nie odmówi mnie.

Gdy pozwolisz Mu działać i spojrzysz oczami wiary, to dostrzeżesz, jak wiele dobrych drogowskazów jest na twojej drodze.

One wyprowadzą cię na prostą, na Bożą autostradę. Światłem prowadzącym na tej autostradzie jest Duch Święty. On przenika wszelkie ciemności, wszelkie przeszkody. On przenika głębię samego Boga. Zaprzyjaźnij się z Nim. Twoje życie ulegnie zmianie. Zmianie na lepsze.

Boża droga jest atrakcyjna, jest ciekawa, jest bezpieczna. Daj się po niej prowadzić.

Do mego szczęścia
szedłem wolno
- noga za nogą,
własną, krętą drogą.
Choć byłem
sprawny, młody,
potykałem się dotkliwie
przez sterczące kłody.
Teraz bez potknięć,
radośnie
do szczęścia jadę,
bo wskoczyłem
na Bożą autostradę.

Jednak ułomności człowieka, jego miłość własna, pycha i wyniosłość powodują, że nie zawsze może wytrwać na Bożej drodze, na drodze wiary, choć drogowskazy są czytelne.
Przykład:

Pod pozorem dobra przychodzą myśli podsuwające zjazd z Bożej trasy. Zjedź teraz, pojedziesz krótszą drogą, porywającą – podpowiada zły. Na Bożej autostradzie to sama monotonia, zasługujesz na coś ciekawszego. Zjeżdżasz, początek jest dobry. Nie zauważasz, że zły w pewnym momencie wrzuca lewy migacz i skręca w lewo, ty walisz prosto w hałdę ziemi. Kiedy kurz już opadnie, czujesz, że jesteś kompletnie rozbity.
Dalsza podróż to koszmar. - Przegrałeś.

Czy można takim sytuacjom zapobiec? – Tak, można. Badając myśli - czy pochodzą od dobrego, czy od złego? Ćwicząc fizycznie nabieramy formy, stajemy się bardziej aktywni i sprawni. To samo dotyczy świata duchowego, aby posiąść żywą wiarę, żywą miłość, niezbędne są ćwiczenia duchowe. - Odczytywanie znaków.

Wiara bez przykazów
to jak droga nocą
bez drogowskazów.
Każde błędne posunięcie
wyrzuca nas z trasy
na ostrym zakręcie.

Widzenie znaków na drodze wiary, to widzenie Boga we wszystkich rzeczach, to dostrzeganie obecności Bożej w każdej chwili naszego życia, w każdym wydarzeniu, w każdym doświadczeniu.

Ćwiczenia duchowe przyczyniają się do dobrego rozeznania na drodze wiary, na drodze, którą oświetla Duch Święty. Trwając na tej drodze nasze serca zaowocują: miłością, radością, cierpliwością, uprzejmością, wiernością, łagodnością i opanowaniem.

Grzegorz Łuczak



SPOTKANIE

Jest czas uczenia się o Chrystusie i jest chwila inicjacji, czyli moment spotkania się z Nim, gdy On koło nas „przechodzi”. Jest czas pójścia za Nim i znajdowania się z tyłu, za Jego plecami, nie widząc jeszcze Jego oblicza i jest chwila spojrzenia Mu w oczy. Jest wówczas pytanie z Jego strony: powiedz szczerze, jakie jest twoje pragnienie i jaka prawdziwa intencja tego że za Mną idziesz. Przychodzi wówczas chwila sformułowania odpowiedzi i wypowiedzenia jej otwarcie: Rabbi, gdzie mieszkasz? Wtedy następuje owo końcowe, które jest niezbędne aby poznać Chrystusa: „chodź i zobacz”. Zaczyna się etap nowy, etap zamieszkania razem. Jest on konieczny aby stać się prawdziwym przyjacielem Chrystusa i towarzyszem Jego zbawczego dzieła.

o. Zygmunt Kwiatkowski SJ



BOŻA GOŁĘBICA, DUCH BOŻY

„Ujrzałem Ducha, który jak gołębica zstępował z nieba i spoczął na Nim.” Pamiętam jak wycinaliśmy i przyklejaliśmy do okien szkolnych „gołąbka pokoju”, który miał gałązkę oliwną w dziobie. Nie wiedziałem wówczas, że to gałązka oliwna, nie znalem oliwek, wiedziałem, ze gołąbki SĄ ptaszkami łagodnymi, że SĄ białe i że socjalistyczna ideologia przyznała im do spełnienia ważną rolę tworzenia przyjaznego „image”, czyli obrazu socjalizmu na świecie.

Nie wiedziałem wówczas, ze jest to symbol biblijny i pewnie wielu propagandystów komunizmu nie wiedziało, że odwołują się do biblijnej historii potopu, do arki Noego i do gołębicy która została z niej wypuszczona przez Noego, aby powrócić do niego z gałązka oliwną w dziobie, jako znak, że istnieją warunki do życia na ziemi po wielkiej katastrofie potopu. Istotnie, Noe opuścił wówczas arkę i zawarł w imieniu całego stworzenia, nowe przymierze z Bogiem. Chrystus jest jednak większy niż Noe. Chrystus jest Synem Jednorodzonym Ojca, a więc Jednostronnego Boga. Chrystus rodzi Ojcu , mocą Ducha Świętego, Dzieci Nowego Przymierza. „Gołębica zstępująca z nieba” to nie biały ptaszek z komunistycznych bajek, ale Stwórcza i Zbawcza Moc Boża i nie jest to zwykle błogosławieństwo, ale Chrzest Nowego Przymierza.

Jesteśmy dziećmi tego Świętego Misterium Nowego Życia. Bądźmy nimi każdego dnia, co dnia chroniąc się w arce Kościoła przed potopem i co dnia wychodząc z niej na ewangeliczny zasiew Nowego Przymierza, dla zbawienia własnego i dla zbawienia Całego Świata.

„Syn Boży objawił się po to aby zniszczyć DZIEŁA diabła”. Nie po to aby zniszczyć diabła, ale jego „dzieła”, a więc kłamstwo, przemoc, wyzysk, wrogość, wojnę. Tym co niszczy „dzieła diabła” jest Prawda. W jej świetle kłamstwo jawi się jako pozorna prawda, prawda której NIE MA, która fałszywie i złudnie reklamuje swoje istnienie, ale to jest wierutne kłamstwo, które omamiło człowieka swoją krzykliwą atrakcyjnością albo zastraszyło swoją ponurą przemocą. Zło jest tylko dlatego na świecie, że pozoruje ono Dobro i zmusza do posłuszeństwa sobie w jego imię. Prawda redukuje zło, czyli pozorne Dobro do tego czym ono jest w istocie. Prawda wykazuje, że jest to czcza uzurpacja, której istotą jest właśnie to, że Dobra na jakie się powołuje w rzeczywistości NIE MA. Tymczasem Bóg „JEST TYM KTÓRY JEST”.

Nie jest z Boga nie tylko ten kto nienawidzi, ale również ten „kto nie miłuje swego brata”. Czy „nie miłować” oznacza to samo co „nienawidzić”? Nie jest to dokładnie takie samo stanowisko, ale istnieje pomiędzy nimi silny związek. Nie można bowiem zachować neutralności względem zła. Kto przyjmuje taką postawę, powołując się na szlachetne hasło wolności albo otwartości, czy tolerancji, w rzeczywistości staje się wspólnikiem zła i jest odpowiedzialny za wszystkie jego zbrodnicze konsekwencje. Tak na przykład patrzymy na zbrodnie hitlerowskie i odpowiedzialność za nie społeczeństwa niemieckiego (nie należy tego mylić z odpowiedzialnością zbiorową, czyli przejawu zbiorowej represji, bez zindywidualizowania winy każdego) i tak patrzymy również nie tylko na agentów, ale również na bierną kolaborację z władzami reżimu komunistycznego.

o. Zygmunt Kwiatkowski SJ



PRZEDOBRZYŁ

Płot go oczarował od pierwszego spojrzenia. Wiedział, że tę posesję i tak kupi. Dom go wcale nie interesował. Nie chciał go nawet oglądać, wiedząc, że go zburzy i urządzi się po swojemu, tak jak on lubi...

Płot mu przypominał dziecięce lata, a ściślej mówiąc, wakacje spędzane u dziadków na wsi. Płot przy tej posesji był dokładnie taki sam jak ten „dziecinny”, przez którego ruchome sztachety, razem z bratem do sadu sąsiada mogli niezauważenie wchodzić. Tak samo w jednym miejscu był porośnięty dzikimi winogronami. Też miał dwa ceglane słupki, jak te z których można było patrzeć na dalekie zakola drogi, po której w tę i z powrotem jeździły chłopskie wozy i można było patrzeć na pola na których żmudnie trwano przy pracy od wczesnego rana, aż do wieczora, wyganiając i przyganiając na nie krowy. Koło płotu o omszałych ze starości sztachetach, niedaleko stodoły, były duże chaszcze i kilka krzaków zdziczałego agrestu, który nawet w środku lata miał dobrze ukryte, prawie brunatne, słodkie jagody...

Sprzedawca posesji spostrzegł, ze jego kupiec jest majętny i że bardzo mu na jego posesji zależy, dlatego chciał to wykorzystać. Wzbraniał się przed natychmiastowym sfinalizowaniem transakcji. Sądził, że zwłoka jeszcze bardziej powiększy apetyt kupca. Dorzucił do tego jeszcze jeden pomysł, licząc, że jego inteligentny trik cenę posesji jeszcze bardziej wywinduje : zdemontował całkowicie stary płot i szybko w jego miejsce postawił nowy, duży, błyszczący świeżą farbą i lakierem. Na próżno jednak czekał kupca. Ten nawet do niego nie zatelefonował, bo posesja którą miał zamiar kupić bez starego płotu nie miała dla niego żadnej wartości. Niestety, sprzedawca swoim sprytem przedobrzył.

Tak bywa i w życiu duchowym człowieka, gdy brakuje prostoty.

o. Zygmunt Kwiatkowski SJ



AUTENTYCZNA SOLIDARNOŚĆ CHRZEŚCIJAŃSKA

Obok skompromitowanego hasła „multiculti”z powodu jego wymowy podobnej do znanego nam w Polsce „róbta co chceta”, upozowanego na ideał nowoczesności, tolerancji, a nawet wolności, jest jeszcze przecież i powinno wybrzmieć hasło rodzinności, solidarności sąsiedzkiej, tożsamości lokalnej i patriotyzmu.

Jest jeszcze coś takiego, jak braterska solidarność członków Kościoła. Niestety w dużej mierze zabrakło jej podczas kataklizmu trwających po dziś dzień wojen na Bliskim Wschodzie. Dla polityków świata zachodniego los ludności chrześcijańskiej był zupełnie drugorzędny, a ich działania nie liczyły się ze szkodami jakie poniesie ten starożytny Kościół, świadek początków naszej wiary, istniejącej tam od czasów apostolskich, aż po nasze dni, z tym, że to dzisiaj, na naszych oczach, ten Kościół jest niszczony. W wielkim mieście irackim, Mosulu po raz pierwszy na przestrzeni historii chrześcijaństwa zaprzestano celebrować Msze święte i nie ma chrześcijan w tym mieście, a kościoły są burzone. Jest to symbol tego co dzieje się na Bliskim Wschodzie.

Wielką skazą na honorze Kościoła był brak prawdziwej, żywej solidarności z naszymi braćmi w wierze, ignorując ich cierpienia, minimalizując szkody, godząc się na nie jako nieuniknione skutki wojny, chowając się za politycznie poprawną postawę „otwartości”, która napiętnowała wszelkie przejawy solidarności chrześcijańskiej, dopatrując się w tym natychmiast postawy sekciarskiego ekskluzywizmu.

Tymczasem jedno nie zaprzecza drugiemu. Mogę przecież brata traktować jako brata i nie obrażam tym synów sąsiada. Wprost przeciwnie, im mocniej przeżywam solidarność braterską, tym większy jest we mnie potencjał zrozumienia i praktycznej pomocy również dla sąsiadów, a mój patriotyzm polski, nie musi się zaraz kłócić z moją tożsamością europejską. Więź w ramach religii chrześcijańskiej nie kłóci się z szacunkiem dla członków innych religii, ale czyni ją bardziej autentyczną.

o. Zygmunt Kwiatkowski SJ



FUNDAMENTEM JEST CHRYSTUS

Słowo Król, w odniesieniu do Jezusa, jezuicie kojarzy się natychmiast z Ćwiczeniami Duchowymi i kontemplacją o „dwóch sztandarach” i powołaniem Króla Wiecznego, aby się przyłączyć do Jego wojny wyzwoleńczej, aby pokonać szatana.

Chodzi oczywiście nie o politykę, ale o ewangelizację, a jeszcze lepiej jest powiedzieć o obecność wiary w naszej cywilizacji i kulturze. Znaczy pójść za Chrystusem jako wodzem. Oprzeć się na Ewangelii. Być członkiem Kościoła i podjąć się udziału w jego misji.

Dla lepszego rozumienia tej sprawy, można się posłużyć ewangeliczną przypowieścią o budowaniu domu. Budować go można dobrze albo źle. Fundament może być dobry, albo zły, spełniający swoje zadanie, albo zapowiadający katastrofę. Można budować dom opierając się na efektownych fantazjach. Można się nim chwalić, można szydzić z innych, którzy nie mają domów tak fantazyjnych, rozbawionych, ponętnych... Do czasu, bo kiedy przychodzi kryzys, domy fantazji nie wytrzymują próby. Rozlatują się jak domki z kart. Historia posiada wiele tego rodzaju przykładów.

Tymczasem dom budowany na skale, wymaga więcej trudu. Wydaje się surowy, albo biedny. Szczególnie jak się patrzy na budowle wznoszone na piasku. Wydaje się, że ten trud jest niepotrzebny, oprócz tego, że mało efektowany, że zbędny, staroświecki, zabobonny, mało wydajny, ale ten trud ma sens. Budowla musi mieć fundament.

Fundamentem jest Chrystus i nasze z Nim przymierze, oparte na przyjaźni. Dom nie może być zbudowany inaczej jak tylko na tym fundamencie. Inaczej okaże się szybko, że nie tylko nie przetrwa budowla której brakuje miłości, ale nie przetrwa dlatego, że w odczuwalny sposób nie będzie ona miała dla człowieka sensu, bo fundament to nie technika, nie organizacja i nie władza polityczna, ale wiara, zaufanie, solidarność, czyli wszystko co wiąże się z miłością.

Chrystus Królem Polski to nie jest przyznanie Panu Jezusowi nadzwyczajnego odznaczenia, które będzie wisiało w Jego niebieskim pałacu. To nie tylko zobowiązanie, że traktować chcemy poważnie naszą wiarę, licząc się z Jego nauką, przykazaniami, czyli Jego Słowem.

Uznanie Go za Króla Polski, to PROŚBA, aby raczył pomóc naszej słabej wierze i naszym ograniczeniom miłości, tak aby rzeczywiście budowa naszego Domu Polskiego odbywała się według Jego planu, Jego mądrości, Jego upodobania, krótko mówiąc: według Jego Serca.

o. Zygmunt Kwiatkowski SJ



WIELKA NADZIEJA W JEZUSIE CHRYSTUSIE KRÓLU NASZYM

Zło szerzy się na świecie. Dotyka ono nas wszystkich, bo nasz świat stał się „globalną wioską”, albo globalnym molochem cywilizacyjnym. Ten ogromny moloch przeżywa kryzys cywilizacyjny. W kryzysie pogrążona jest polityka, gospodarka i kultura. Istnieje olbrzymi kryzys moralny i tutaj właśnie kryją się korzenie całego kryzysu cywilizacyjnego.

Najbardziej dotknięte tym kryzysem są elity, nurzające się w pogańskim patrzeniu na świat i na człowieka, nurzające się w magii, okultyzmie i zboczeniach... Nadzieja jest w modlitwie i pokucie, to znaczy w chęci i w trudzie nawrócenia. Przypominała o tym i nieustannie przypomina w swoich objawieniach Maryja. Taki właśnie sens pokutny, związany z zobowiązaniem naszego nawrócenia, będzie miał akt uznania Chrystusa za króla Polski, w sanktuarium Miłosierdzia Bożego, w Łagiewnikach.

Nie jest on w żadnym wypadku aktem przyznania Panu Jezusowi medalu, za Jego „zasługi dla Polski”, ale jest to nasza zbiorowa prośba o Jego pomoc, bo uważamy, że dla nas i dla całego świata może ona tylko nadejść ze strony Miłosierdzia Bożego, które objawiło się w Zbawicielu, Jezusie Chrystusie. Aktem którego chcemy dopełnić w Łagiewnikach, w sanktuarium Miłosierdzia Bożego, chcemy wyrazić naszą wolę trwania przy Chrystusie, czyniąc Go naszym absolutnym odniesieniem moralnym we wszystkich sprawach, uznając Go za naszego Pana, Króla i Nauczyciela.

o. Zygmunt Kwiatkowski SJ



TO JEST NAJWIĘKSZY CUD ŚDM

Jest to cud prawdziwej otwartości i pojednania, również pojednania ze sobą samym, bo człowiek gubi wówczas skorupę starego świata i nabiera zapału do zmiany świata. Mówiąc językiem homilii papieża Franciszka, chce mu się robić ewangeliczny "raban".

Wielkie dni w Polsce i wielkie dni Polski. Nasz kraj wyglądał w tych dniach inaczej i to nie tylko w telewizji i nie tylko dla tych, którzy telewizję oglądali. Było to jedno z tych rzadkich wydarzeń, które ogarniają cały kraj, w większym lub mniejszym stopniu dotykając wszystkich, a więc mają nie tylko wymiar osobisty, ale wspólnotowy, stają się wspólnie celebrowanym świętem.

Podczas tych dni nie tylko "coś" przeżyliśmy, ale "coś" się w tym czasie również dokonało. "Coś" w nas ożyło, coś co zapoczątkował Jan Paweł II podczas swoich pielgrzymek do Ojczyzny. On rzeczywiście był z nami i nadal, z nieba, prowadził rozpoczęte wcześniej narodowe rekolekcje. On posiał to ziarno, które wydaje plon teraz. Oczywiście nie tylko on, ale to jego postać jest szczególnie związana ze Światowymi Dniami Młodzieży i z Krakowem. Co do tego nie ma żadnych wątpliwości.

Jak zwykle, bo nie mogło być przecież inaczej, te Dni dotyczyły Chrystusa, na którego patrzyliśmy, bardziej lub mniej kierując się duchowym charyzmatem św. Faustyny. Najważniejsze jednak, że patrzyły na nas Jego miłosierne oczy, w których rozpoznawaliśmy wzrok Miłosiernego Ojca, dar dla każdego człowieka, tak realny, jak realny był krzyż Chrystusa i Jego niesamowite, zaskakujące - jak nagły poryw wiatru z nieba - Zmartwychwstanie. Zmieniło ono wszystko dookoła, wszystkie światowe mądrości, plany i układy. O tego Ducha modlił się podczas pamiętnego spotkania na placu Zwycięstwa Jan Paweł II, wołając mocnym głosem pasterza i proroka: "Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi, tej ziemi".

Oczywiście, można też świadomie ignorować to wszystko, co się wydarzyło. Można odwrócić wzrok i udawać, że niczego nie było, ale będzie to tylko udawanie. Świadome ignorowanie jest rodzajem odcięcia się od rzeczywistości, czyli chcianym przez siebie samego wyalienowaniem. Jest też, nawet jeśli nie ma tego na celu, jeszcze jednym potwierdzeniem, że istnieje to, co się ignoruje, bo nigdy nie ignoruje się tego, czego nie ma.

Zobaczyliśmy nowy wizerunek Polski. Narzucił się on uczestnikom Dni Młodzieży i tym, którzy je obserwowali, niejako sam przez się. Pod pewnym względem nie potrzebuje on żadnych komentarzy. Owszem, mogą one pomóc coś odkryć, na coś zwrócić uwagę i zapoczątkować osobiste poszukiwanie czy społeczną debatę.

Tak czy inaczej, jakieś piętno na naszych duszach zostało odciśnięte, bo te dni były po prostu piękne, a kategoria piękna jest uniwersalna. Rozumieją je wszyscy ludzie, niezależnie od języka, którym się posługują, i rasy, jaką reprezentują. Piękna była przyroda, a więc ta naturalna scenografia i ta stworzona przez człowieka. Piękna była też pogoda, ale najpiękniejsze były twarze młodych przybyłych z całego świata i ich zachowanie. Piękne były niezliczone grupy ludzi, i nawet tłum był piękny w swej różnorodności i w harmonii wspólnego świętowania.

Miało ono ramy organizacyjne, ale było bardzo spontaniczne. Było wzniosłe, a jednocześnie bardzo zwyczajne i każdemu bliskie. Masowe, ale jednocześnie i liryczne. Odbywało się według programu, ale nie było wymuszone, nie potrzebowało jakiegokolwiek przymusu, drylu i komenderowania. Sądzę, że właśnie dlatego radość tych dni była bardzo zaraźliwa, a komunia pomiędzy nieznającymi się ludźmi szczera. Powiedzielibyśmy nawet, że tym bardziej była szczera i radosna, im bardziej komunikacja była prosta, choćby z racji niewystarczającej znajomości wspólnego języka. Piękno nie potrzebuje żadnych uzasadnień i komentarzy. Komunikuje się samo przez się i porusza serce.

W takiej sytuacji rodzi się w człowieku samoczynnie jakaś nowa nadzieja i jakieś nowe zaufanie, dla siebie wzajemnie i szerzej, do świata. Wyzwala się też wówczas wdzięczność za drugiego człowieka i to jest samo serce święta i świętowania. Wdzięczność taka w świecie naznaczonym duchem indywidualizmu i konkurencji jest cudem. Jest to cud prawdziwej otwartości i pojednania, również pojednania ze sobą samym, bo człowiek gubi wówczas skorupę starego świata i nabiera zapału do zmiany świata. Mówiąc językiem homilii papieża Franciszka, chce mu się robić ewangeliczny "raban".

Alfą i omegą tego wydarzenia jest Chrystus. Jego Duch wiedzie nas w pokoju po ziemi, która przestaje być pokusą, a staje się pielgrzymią drogą do Domu Ojca, w niebie. W centrum tej drogi jest Eucharystia będąca dziękczynieniem za mistyczne spełnienie się tego, ku czemu zmierzamy, czyli Pełni Życia. Wielkim Bożym błogosławieństwem i powodem do wdzięczności było dla nas doświadczenie tego misterium. Najlepszym dziękczynieniem za to będzie nasza odpowiedzialność, aby ta łaska mogła zaowocować.

o. Zygmunt Kwiatkowski SJ
dla DEON.PL



BOŻA FALA

Duch Prawdy może stać się częstotliwością, na której nadawana jest Prawda Boża, która dotrzeć może do każdego z nas. Do każdego, kto chce ją przyjąć.
Nastaw właściwą częstotliwość. Zacznij odbierać. Napełnij się tą falą a będziesz mógł z radością powiedzieć:

Wolność niesiesz, Duchu Święty,
życie z Tobą jest przygodą,
daj mi wolność twórczą, czystą,
bym nowego życia
stał się artystą.

Nie spychajmy Ducha Świętego na bok. Nie ustawiajmy pod takim kątem naszych zmysłów, naszego serca, by Go nie dostrzegać, nie widzieć, nie słyszeć, nie zauważać.
On nie pcha się na pierwsze strony gazet. Omijają Go największe medialne newsy i bilbordy reklamowe. – Wcale to nie znaczy, że Go nie ma.
On jest i działa, nastaw tylko dobrze swój odbiornik.
On jest delikatny, jest tchnieniem. On nie będzie na siłę wiał ci w twarz, szumiał w twoim umyśle.

Musisz Go zapragnąć, musisz Go chcieć. On czeka na twoją decyzję, na twoją zgodę. Jeżeli jej nie wyrazisz, ominie cię fascynująca przygoda radości, fascynujący taniec życia. Ucieknie ci fala wewnętrznej pogody, wewnętrznego spokoju.
- Czy tego pragniesz, czy chcesz się tego pozbawić?
- Wolisz wybrać problemy, trudności, kłopoty?
- Czy one są ciekawsze?
- Czy ty je lubisz?
- Na co czekasz?

Wszystko obumiera, kiedy zamykamy się na Ducha Świętego.
- Dlaczego się ociągasz?

Przygniatają cię odgłosy ziemi, odgłosy tego świata. Jesteś podatny na ich działanie. To one cię powalają, kładą na łopatki, spychają na margines twojego życia.
Zrzuć ten balast, staniesz się lżejszy, wolny od ciężarów, które narzuca ci świat.
Oderwij się od nich, zasłużyłeś na więcej.
Podnieś się, wstań! – Zaproś Ducha Świętego do swojego życia.
Zacznij od nowa - nie za miesiąc, nie za tydzień, nie jutro, ale teraz.
Nie wypuszczaj fali, która cie dotknie, która cię uniesie, fali na której poszybujesz radośnie w codzienne życie.

Duch Święty jest dla wszystkich, On pragnie przeniknąć każdego.
On chce przychodzić bez względu na to, kim jesteś, ile masz lat, jakie masz problemy.
Jeżeli Duch Święty jako fala Miłości krąży między Ojcem i Synem
przenikając ich głębię, to ta fala przeniknie również ciebie.
Wyraź tylko na to zgodę, a eksplozja Miłości będzie twoim udziałem.
On czeka na twój ruch.
Włącz swój odbiornik, ustaw częstotliwość, podkręć wzmacniacz.
Sercem zawołaj: - Przyjdź Duchu Święty!

Opracował: Grzegorz Łuczak



BÓG i technika

Obecnie człowiek żyje w strefie dobrobytu ekonomicznego, zatopiony w świecie informacji, oślepiony światłami mass mediów. Cieszy się ze zdobyczy techniki. Można powiedzieć – ogromny sukces technologiczny.

Szybkość informacji – powala. Zdjęcie z głębokiej Afryki można przesłać do Łodzi w kilka sekund. Samoloty i samochody są coraz szybsze. W kilkanaście godzin można wprost z Łodzi znaleźć się na dalekiej Alasce. Przy takiej technice powinniśmy mieć dużo, dużo wolnego czasu. Czy tak jest? Postęp w medycynie powoduje niezliczony wysyp nowych leków, mamy ogrom suplementów diety (to takie niby lekarstwa).

Czy jesteśmy zdrowsi? Czy mamy więcej czasu dla bliskich, dla rodziny, dla siebie? Czy mamy czas na dłuższą refleksję? Czy technika pozwala nam zaznać głębi szczęścia? Czy to szczęście odczuwamy? Sami sobie odpowiedzmy.

Człowiek doświadcza głębokiego kryzysu duchowego. Pod wpływem różnych bodźców zewnętrznych i mnogości różnorodnych propozycji, staje się zdezorientowany, zagubiony, osaczony. Ginie jak w gęstym, ciemnym, nieznanym lesie. Traci poczucie tego kim jest i gdzie jest. Człowiek gubi się, gubi Boga. Człowiek żyjący bez Boga jest zagadką bez rozwiązania, bez odpowiedzi.

Tym rozwiązaniem, tym światłem na drodze życia każdego – nie jest technika. Jest JEZUS! Tylko On może nas wyprowadzić z ciemności. Tylko On może nas wyprowadzić na prostą. Tylko On może nas uzdrowić. – Nie suplementy. Tylko On da odpowiedź. Czy my w to wierzymy? Czy nasze wspomnienia dotyczące skutków grzechów, czy nasze zranione uczucia, nasza psychika, nasze lęki, pozwalają nam w pełni spojrzeć na uzdrawiającą Miłość Jezusa? Co nas najbardziej powstrzymuje? Co nie pozwala nam rzucić się z odwagą w Jego objęcia? Co jest hamulcem?

Odpowiedź nie jest jednoznaczna. Każdy z nas ma własną ścieżkę po której kroczy. Może to być bolesny lęk, lęk o przyszłość, o utrzymanie rodziny, lęk o drugiego człowieka, lęki powodowane brakiem miłości, lęki związane z poczęciem (niechciane dziecko przez ojca lub matkę), lęki odrzucenia.

Wszystkie te lęki mogą głęboko wniknąć w psychikę i postępowanie człowieka. Taka osoba wędruje poraniona przez życie w świadomości, że czegoś jej brak. Święty Jan Paweł II mówił: „Tylko Chrystus może uciszyć lęk człowieka”. Poraniony człowiek szuka spotkania z Jezusem. Szuka w niepokoju, z poczuciem niespełnienia. Może być tak, że odrzuci dotyk Bożego zbawienia, tak jak odrzuca się drugiego człowieka. W konsekwencji odrzuca łaskę nawrócenia i uzdrowienia. Spowiedź mogłaby go zbliżyć do Miłości Jezusa, mógłby odczuć jej dotyk.

Spowiedź - istota spowiedzi. W spowiedzi chodzi o narodzenie się w Jezusie Chrystusie, w mocy Jego krzyża i w mocy Jego zmartwychwstania. Nie możemy podchodzić do spowiedzi na zasadzie zewnętrznego oczyszczenia, sednem jest oczyszczenie wewnętrzne. Przytoczę pewne rymy:

Niech prawda
nam zaświeci,
że konfesjonał
to nie kontener
na śmieci.
To nie tu
bez trudu
mamy pozbyć
się brudu.
Jest to miejsce
na odkrycie
jak naprawić
własne życie.

Naprawiać własne życie, to iść w kierunku przebaczenia. Przebaczenie nie jest łatwą sprawą, a zwłaszcza wówczas, gdy wchodzą w grę nasze zranione uczucia, gdy ranią nas krzywdy wyrządzone przez bliskich, dobijają nas zdrady, odrzucenia, zniesławienia, zgorszenia, brak miłości. To wszystko rani serce. To wszystko nas boli. Prośmy Jezusa by wszedł w te chore miejsca, by uleczył to, co po ludzku uleczyć się nie da.

Miłość Boża sprawia,
że Bóg zaproszony
do twojego życia
nigdy nie odmawia.
Wyprostuje twoje drogi,
z Nim przekroczysz
każde progi.

Miłość Jezusa może wkroczyć ze swoją mocą w twoje kompleksy, obsesje, w twoje sytuacje nałogowe, może odblokować prawidłowy rozwój twojego dziecięctwa Bożego, w łączności z Duchem Świętym.

Nie ma żadnej przestrzeni naszego, grzesznego życia, w którą by Jezus nie mógł wejść ze swoją troskliwą miłością. – Nie ma takich miejsc. On może wkroczyć w każdą zakodowaną sytuację ludzką, w psychiczny gwałt, szok, strach, cierpienie, udręki. W sytuacje, do których mocno dołącza się zły duch by gnębić, by poniżyć człowieka. Jezus to wszystko prostuje, bo jest przepełniony miłością do każdego z nas.- Każdego kocha. Nawet największego grzesznika. Mnie i ciebie też.

„Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni jesteście, a Ja was pokrzepię.”

W Nim odzyskujemy wszystko co utraciliśmy. Jednak działanie łaski Jezusa nie zwalnia nas od pracy nad sobą, właśnie wówczas ta praca powinna być intensywna i głęboka. Uzdrowienie i przebaczenie jest wezwaniem do współpracy, do uczestnictwa w dziele zbawienia Jezusa. On nas do tego zaprasza. On tego chce, On tego pragnie. Nie ociągaj się. JEZUS żyje ! – JEZUS jest tu! - JEZUS jest wszędzie! - JEZUS jest w nas!

Jezu, bardzo pragnę
rzucić Ci się na szyję
i głośno krzyczeć:
- Cieszę się, że żyję!

Zakończyć można słowami jezuity - Papieża Franciszka:

„Jesteśmy zbawieni w Jezusie Chrystusie
i nikt nie może nam zabrać tego
dowodu osobistego”.

Na podstawie książki:
„Życie z Duchem Świętym” o. Józefa Kozłowskiego SJ
opracował - Grzegorz Łuczak




KOLĘDY POLSKIEJ DUSZY

Wyobraźmy sobie, że nie mamy żadnych kolęd i pastorałek. Od razu robi się smutno – wdziera się w to próżnia, niewyobrażalna pustka. Święta Bożego Narodzenia straciłyby swój klimat, swoje ciepło, swoją barwę, swoją narodową wyrazistość, polską wyrazistość. Dobrze, że tak nie jest.

Polak duży czy mały, wierzący czy stroniący od wiary – dla każdego melodie: Wśród nocnej ciszy…, Bóg się rodzi…, Lulajże Jezuniu…, W żłobie leży… - stanowią jakby część ich duszy, polskiej duszy.

Zasłużony badacz polskich kolęd, Stanisław Dobrzycki (1875-1931) określa to słowami: „Chyba nigdzie pieśni na Boże Narodzenie nie stały się czymś tak bardzo narodowym, tak dziwnie przez cały naród ukochanym i pielęgnowanym jak w Polsce”.

„Nie wiem, czy jaki inny kraj może się pochlubić zbiorem podobnym do tego, który posiada Polska…” – tak w 1841 r. wypowiedział się Adam Mickiewicz na wykładach z literatury słowiańskiej.

Te spojrzenia ukazują nam wiekową spuściznę polskich kolęd. To jest nieprzebrany skarbiec najwspanialszych wartości, uczuć religijnych i narodowych. Na to nakładają się również nasze odczucia osobiste powiązane ze wspomnieniami z dzieciństwa: choinką, wigilią, pasterką, śpiewaniem kolęd w kościele oraz w kręgu rodzinnym. To wszystko stwarza niepowtarzalny klimat, klimat polskich kolęd. Piękna polskich kolęd.

Słowo kolęda jest nawiązaniem do łacińskiego słowa „calendae”, czyli pierwszy dzień miesiąca. Calendae styczniowe było obchodzone w Rzymie tak samo uroczyście jak u nas. ludzie się bawili, składali sobie życzenia, wręczali sobie upominki. Pierwotnie kolęda nie była pieśnią bożonarodzeniową, była pieśnią „życzącą” z okazji nowego roku. Tak było przez całą staropolszczyznę. W żadnym rękopisie nie nazywano tego kolędą – raczej pieśnią czy kantyką. Kolęda u nas oznaczała zwyczaj odwiedzania domów wiernych przez księży, jak również podarunek z okazji nowego roku. Nastąpiło przeniesienie tego zwrotu na pieśni – traktując je jako rodzaj podarunku na Boże Narodzenie, zaczęto nazywać je kolędami.

Kolędy są znane od średniowiecza, najstarsza pochodzi z roku 1424 i zaczyna się od słów „Zdrów bądź Królu Anielski”, kolęda „Chrystus się nam narodził” powstała pod koniec XV wieku. Średniowiecznych pieśni nie ma jednak zbyt wiele. Kolęda rozwijała się w środowiskach klasztornych. Pełny rozkwit nastąpił w okresie baroku.

Ogromna większość kolęd śpiewanych dzisiaj w polskich kościołach i polskich domach pochodzi z wieku XVII i XVIII. W tym okresie nastąpiło wyraźne unarodowienie treści. Sceny przenoszono z Ziemi Świętej do Polski, pasterze zaczęli przybierać polskie imiona np. Jędruś, Waluś, Maciek. Grali na ludowych instrumentach (gęśle, piszczałki, dudy, cymbały). Większość zawierała opisy obyczajów ludowych, wiejskich. Radosny nastrój, ton czysto polski, taneczna rytmika przyczyniły się do ich popularności. Spotyka się kolędy adorujące, kolędy-kołysanki, patriotyczne, życzeniowe, obyczajowe, radosne itp. Forma muzyczna miała również duży wpływ na ich przetrwanie. W kolędach można usłyszeć śpiew w rytmie poloneza, mazurka, kujawiaka, oberka, marsza. Może dlatego, że wpleciono w nie nasze rodzime obyczaje, naszą wiarę, nasze akcenty muzyczne, całą polską duszę, są one takie nasze, takie rodzinne, swojskie i bliskie wszystkim.

Wiele melodii kolędowych wykorzystywali polscy kompozytorzy. Fryderyk Chopin włączył do środkowej części swego utworu (scherza h-mol, opus 20) pełną słodyczy, kołysankę „Lulajże Jezuniu”. Ta kolęda jest typową kolędą ludową, jej charakter podkreśla zarówno tekst, jak i jej mazurkowy, wesoły rytm.

Niezwykłe jest bogactwo polskich kolęd, prześledźmy historię niektórych z nich:

  • „Gdy się Chrystus rodzi” - jedna ze starszych kolęd. Powstała prawdopodobnie w środowisku zawodowych muzyków i poetów w okresie wczesnego baroku. Zawiera typowe dla tej epoki elementy taneczne.
  • „Anioł pasterzom mówił” - też jest jedną z najstarszych. Tekst pochodzi z XVI w. i jest tłumaczeniem z łaciny średniowiecznego utworu bożonarodzeniowego „Dies est leatitiae”.
  • „Przybieżeli do Betlejem” - kolęda ta została zanotowana w tabulaturze organowej Jana z Lublina w XVI w. Tekst ulegał wielu zmianom, w XIX wieku przybrał obecną formę.
  • „W żłobie leży” - kolęda z XVII w. jest dziełem słynnego kaznodziei królewskiego Piotra Skargi, a jej melodia nawiązuje do poloneza koronacyjnego Władysława IV Wazy.
  • „Wśród nocnej ciszy” - powstała na przełomie XVIII i XIX w. Po raz pierwszy została opublikowana w 1853 roku w dodatku do „Śpiewnika kościelnego” ks. Michała Mioduszewskiego. Kolęda ta obecnie najczęściej rozpoczyna pasterkę.
  • „Gdy śliczna Panna” - pochodzi z początku XVIII w., autor słów i melodii nieznany. Pieśń ta była bardzo popularna w zakonach żeńskich. Jej najstarszy zachowany rękopis z XVIII w. znajduje się w zbiorach Biblioteki Jagiellońskiej.
  • „Pójdźmy wszyscy do stajenki” - słowa tej kolędy pochodzą z XVIII wieku, melodia zaś z wieku XIX. Posiada charakter marszowy. W jej rytm nogi same rwą się do marszu.
  • „Jezus malusieńki” - ta nostalgiczna i ciepła, ale jakże wdzięczna melodia była niezwykle popularna w klasztorach żeńskich. Pojawia się w XVIII - wiecznych rękopisach z klasztorów karmelitanek z Krakowa i benedyktynek ze Staniątek. Kolęda ta posiada rytm i cechy kujawiaka.
  • „Dzisiaj w Betlejem” - tekst pojawia się w śpiewniku ks. Siedleckiego z 1878 roku. Autor słów i melodii nieznany. Jej radosny, taneczny charakter akcentuje polonezowy rytm melodii.
  • „Bóg się rodzi” - to kolęda naznaczona historią rozbiorów. Została napisana przez Franciszka Karpińskiego w 1787 r. - po pierwszym rozbiorze Polski. Franciszek Karpiński jest również twórcą znanej pieśni „Kiedy ranne wstają zorze”.
  • „Bóg się rodzi” - to bardzo polska, a równocześnie głęboka teologicznie pieśń. Jest bardzo zakorzeniona w naszych trudnych dziejach.

Nie sposób wymienić wszystkie, jest ich niezmiernie dużo. Pełny zasób pieśni bożonarodzeniowych (ok. 300) udało się jak dotąd wydać jedynie w zakresie średniowiecza i wieku XVI. Od wielu lat jest zapowiadany kolejny zbiór kolęd XVII wiecznych, których liczbę szacuje się na ok. 700. Połowę z nich stanowią pieśni karmelitańskie, pozostałe wywodzą się z klasztorów klarysek i benedyktynek oraz ze starodruków.

Cieszmy się, że tak dużo kolęd przetrwało do naszych czasów. Radujmy się z tego wielkiego bogactwa narodowej spuścizny. Starajmy się zachować i pielęgnować wszystkie piękne elementy naszej polskiej, bożonarodzeniowej tradycji.

Pamiętajmy o naszych symbolach i zwyczajach świątecznych:

  • o wspólnym przystrojeniu choinki,
  • o pierwszej gwiazdce,
  • o sianku pod obrusem,
  • o dodatkowym nakryciu,
  • o świecy wigilijnej,
  • o szopce,
  • o wspólnej modlitwie,
  • o opłatku,
  • o potrawach naszej tradycji regionalnej i rodzinnej,
  • o Pasterce.

Pamiętajmy także o wspólnym kolędowaniu, o radosnych śpiewach, w które są zaangażowani wszyscy uczestnicy wieczerzy wigilijnej. Świąteczne muzykowanie i śpiewanie nie tylko wpływa na nasze relacje rodzinne, ale także pomaga rozwijać w sobie poczucie harmonii, i wyrażać patriotyczne, i duchowe emocje. Niech nasza narodowa dusza śpiewa.

Opracował: Grzegorz Łuczak